Wywiad - Franciszek Kafel „…czekam na napad…”
Ela Bigas: Czy dopuszcza Pan u widza interpretacyjną dowolność, takie widzimisię i nie uznaje Pan takiego odbiorcy za totalnego nieudacznika?
Jak najbardziej, mogę nazwać każdy z tych obrazów, że to jest urealniona barwna refleksja wychodząca po za czyste postrzeganie rzeczywistości. Dowolność w interpretacji jest jak najbardziej dopuszczalna. Te moje ostanie lata to jest permanentna polaryzacja pomiędzy koloryzmem a surrealizmem. Bardzo bliski jest mi surrealizm dlatego, że nie tylko ja subiektywnie interpretuję, ale kieruję to do widza, na jego własne odczucie i własny odbiór tego, co proponuję.
Za Panem ponad 80 wystaw indywidualnych. Czy każda z tych wystaw miała odrębny klucz, zamysł. Czy konstruował Pan każdą z tych wystaw inaczej, posiłkując się tymi samymi dziełami?
Były wystawy tematyczne, chociażby w tym roku. To jest trzecia wystawa i ta wystawa jest taka wielowątkowa, wielotematyczna, bo to jest retrospektywa. Natomiast poprzednia wystawa była w technice pastelowej. Długi czas dystansowałem się do papierowych prac, z wyjątkiem grafik. Z wykształcenia jestem grafikiem, ale z wyboru malarzem. Myślę, że czas covidu był przyczyną i prowokacją do tego żeby sięgnąć i usiąść wtedy, gdy byliśmy zamknięci i popracować nad tą techniką, z którą nigdy w przeszłości nie spotkałem się warsztatowo. Chodziłem oczywista na wystawy pasteli, akwareli, to są dwie techniki dominujące. W moim domu pastelami zajmowała się moja córeczka, kiedy była mała. Dostałem prezent, szeroki zestaw tych pasteli, ale bez entuzjazmu położyłem to na półce. Córka bardzo spontanicznie i intensywnie malowała. To wszystko archiwizowałem. Po dwudziestu latach ja sięgnąłem po pastele. Wystawa, którą prezentowałem tego roku w Gorlicach była tematycznie jednolita i pod względem technicznym wypracowana. W mojej twórczości jest też wątek sakralny, poświęcony tekstom modlitewnym Jana Pawła II. Malowałem ten cykl przez kilkanaście lat. Przyczynkiem było moje zainteresowanie malarstwem gotyckim tablicowym polskim i były to interpretacje malarskie ikon z sanktuariów w Polsce z wpisaniem kaligraficznym tekstów modlitw Jana Pawła II. Kaligrafia jest moją namiętnością. To była taka benedyktyńska praca. Kilka lat pisałem tą kaligrafią te teksty, wyszła z tego kolekcja, która jest bardzo spontanicznie odbierana. Miała swój debiut w Krakowie, przy ul. Kanoniczej w Muzeum Kardynała Karola Wojtyły. Objechała kilka miast.
Przedwojenni krytycy ukuli takie zdanie: „w tym obrazie widać duszę artysty”. W którym z pana obrazów najdobitniej widać pana duszę artysty?
Myślę, że tych dusz jest wiele. Mnie trudno rozstawać się z obrazami. Przyznam, że każdy obraz posiada wiele warstw, to jest bardzo emocjonalne i uczuciowe. Ukute jest też takie powiedzenie, że duszą malarstwa jest rysunek. Ta wystawa ilustruje moją polaryzację pomiędzy koloryzmem a surrealizmem. W koloryzmie zanika linia, jest zaledwie sugestią, w przypadku surrealizmu to jest na niekorzyść koloru, obraz jest bardziej monochromatyczny. Moją pasją w przeszłości, jak byłem na studiach, był plakat. Bardzo chciałem ten plakat realizować. W wielu moich obrazach wystarczy dodać nutkę literniczą i będzie on spełniał funkcję plakatu.
Czy lubi Pan rozszyfrowywać symbolikę prac innych artystów? Czy zdarza się Panu, że zupełnie nie rozumie Pan tytułu dzieła?
Przyznam, że się dystansuję od tego. Nie czytam tytułów. Pierwszą czynnością jest odbiór estetyczno-emocjonalny. Niekiedy są obrazy bardzo wypracowane, analityczne, ale one są martwe. Dla mnie takim przykładem jest akademizm. Dla mnie on jest taki trochę gipsowy, martwy trochę w części. Jak przeglądam malarstwo francuskie tego okresu, to jest takie wypudrowane to malarstwo i trochę sztuczne. Przechodzę do późniejszego malarstwa – impresjonizmu, ekspresjonizmu, to malarstwo rzeczywiście żyje, jak mówią niektórzy plastycy to „prawdziwe mięso malarskie”.
Co u Pana na warsztacie, co Pan malował wczoraj, a może dzisiaj z rana?
Jest niekiedy taki czas, tzw. drewnianych rąk. W języku czeskim na natchnienie i wenę mówią napad. Mnie się to słowo bardzo podoba. Nie zawsze mam napad, czekam na napad.
Dziękuję za rozmowę. Ela Bigas